Optymistyczny artykuł pozwala wierzyć, że rowerowa fala dopłynie i kiedyś do nas. Czy jednak w Polsce tak zafascynowanej Ameryką (czytaj: model rozwoju a lá supermarkety otoczone betonowym morzem parkingów i dom na przedmieściach) jest możliwy do zrealizowania model rozwoju miasta oparty na ekonomice kompaktowości? Czy też podobnie jak nasi zamorscy pobratymcy, musimy wpierw doświadczyć na własnej skórze asfaltowej (u nas polbrukowej) rzeźni na łąkach, laskach i polach, by po czterech dekadach "rozwoju" zorientować się, że jednak fajnie byłoby mieć miasto, w którym na pieszo można wyskoczyć na piwo, w którym w 5 minut można podskoczyć na rowerze po coś do centrum, w którym samochód jest potrzebny, żeby pojechać do IKEI w Poznaniu, a nie do Biedronki pod domem...
żeby nie było, rodziców widziałem ostatnio na rowerze właśnie wtedy, 5 lat temu...
OdpowiedzUsuńŚmigam tylko w okresie wiosna-jesień i tylko przy dobrej pogodzie. Niestety przy dłuższej jeździe siodełko przekształca mój tyłek w jesień średniowiecza. W Koszalinie istnieje parę programów budowy ścieżek, deklaracje polityków odnośnie troski o infrastrukturę (od niedawna obowiązują nowe standardy budowy dróg rowerowych określające, że każda nowa ścieżka dla rowerów ma być asfaltowa), prężnie działają dwa stowarzyszenia rowerowe, NGO też baczą na pedałujących, ale ciągle nie jest dobrze - szczególnie w kwestii edukacji i świadomości. Ludzie chodzący po ścieżkach, mimo, że obok mają chodnik, ale i szarżujący rowerzyści, opancerzeni blachą samochodziarze oraz niedouczeni projektanci. Czemu nie możemy się wszyscy razem spotkać, wrzucić sobie co trzeba i wspólnie sprawić, żeby Koszalin był lepszy? Bo nam nie zależy, nie chce się itp. No, ale powoli idziemy w dobrym kierunku. Idea zrównoważonego transportu jest dobra, tylko zbyt często podpierana nachalną propagandą narzucającą, czy wręcz wymuszającą "jedynie słuszne rozwiązanie". Czasami jednak myślę, że lepsze jest jakiekolwiek działanie niż stagnacja, której w Koszalinie mamy dostatek.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam Koszalina, ale wyobrażam sobie, że można spokojnie powyznaczać tam pasy rowerowe w jezdni, a na części ulic wprowadzić ruch uspokojony (strefa 30km/h) Ścieżki mogą zachęcać do używania rowerów tych, którzy czują się trochę mniej pewnie na jezdni, ale na dłuższą metę to rozwiązanie ma wady - na skrzyżowaniach są problemy z widocznością, piesi wchodzą pod koła, jakość ścieżek też często bywa gorsza od jakości jezdni dla samochodów.
OdpowiedzUsuńPoza tym wytyczanie dróg dla rowerów poza jezdnią, zabiera miejsce pieszym lub likwiduje zieleń. Jeśli mamy zniechęcić do jeżdżenia samochodem, a zachęcić do jeżdżenia rowerem, to zabranie kierowcom 1,5 metra jezdni jest działaniem w dobrym kierunku :-)