Sporo ostatnio mówi się o konsultacjach społecznych, głównie jednak w oparciu o dotychczasowe koszalińskie doświadczenia. Te zaś pokazują, że konsultacje są robione pro forma, bo tak każe ustawa, lub, co świadczy o nadawanej im randze: spychane są na "ostatnią stronę dokumentu" (jak tłumaczył J. Kammer za co mu dziękuję nie próbując tutaj nikogo ani oskarżać ani winić). Koszalin po prostu nie chce jeszcze odbierać sygnałów o korzyściach z demokracji bezpośredniej (stojącej bliżej zarówno demokracji innowacyjnej, jak demokracji obywatelskiej) płynących bardzo wyraźnie z Warszawy czy np. Wrocławia.
Sens konsultacji może być dużo głębszy, wtedy jednak warto mówić o uspołecznionym procesie planistycznym, którego założenie polega m.in. na tym że:
- przy podejmowaniu decyzji liczy się ze stanowiskiem wypracowanym wspólnie przez władze i społeczność
- równie ważne jak sam pomysł jest proces jego wdrażania i monitoring efektów. Odpowiedzialność powinna być ponoszona za długotrwały efekt wydanych pieniędzy, nie tylko powierzchowne odmalowanie fasad. W demokracji pośredniej opartej o 4 letni system kadencyjny, decydenci w rzeczywistości uwolnieni są od społecznej odpowiedzialności za konsekwencje lub efektywność wydawanych milionów. Oczywiście nie ma prostych kwestii - trudno narzekać że powstało Forum dając dziesiątki miejsc pracy, ale za cenę wyssania życia z centrum. Można jednak narzekać na to że 10 rodzin cieszących się nowymi domami jednorodzinnymi zrujnowało piękny kiedyś pejzaż okolic Jeziora Lubiatowskiego... Po prostu brakuje przełożenia decyzji ekonomicznych i społecznych na jakość kształtowanej w ich wyniku przestrzeni. Nikt mi nie wmówi że nowej biedronki na rogu Traugutta i Zwycięstwa nie dałoby się wpisać w bardziej spójny i miejskotwóczy kompleks usługowo mieszkalny, który stałby się zalążkiem dzielnicowego centrum. A tak, mamy tylko coraz większe morze betonu. Czy inny przykład - nowootwierającego się Kauflandu przy Morskiej ma być odpowiedzią na to jakie chcemy mieć miasto? Miasto betonowego bezkresu?
Wolny rynek wolnym rynkiem. Ukształtowana przestrzeń trwa jednak nie 4, lecz 40 lub 400 lat później. Pytanie co robi się w odpowiedzialnym za te decyzje Wydziale Architektury oprócz wydawania pozwoleń na coraz to bardziej zaskakujące nas budowle?
Chyba każdy przedsiębiorca wie, że projekt czy biznesplan nie kończy się na pomyśle i oddaniu projektu do realizacji. Ducha przedsiębiorczości wciąż brakuje w polskich urzędach miejskich - gdzie wciąż przeważa wiosłowanie zamiast sterowania. Prawdopodobnie w konsekwencji tego, z drugiej strony lady urzędniczej brakuje też zorganizowanej społeczności która mogłaby stać się partnerem do dyskusji. (1.) Spójrzmy obiektywnie - forum internetowe żadnym wiarygodnym partnerem do dyskusji nie jest.
Dopiero przy woli współpracy ze strony władz, popartej zatrudnieniem profesjonalnych moderatorów, lub stworzeniem szerokiego, od początku do końca jawnego programu współpracy opartego o przejrzystą informację dotyczącą planowanych inwestycji (2.) możemy mówić o konsultacjach społecznych. Wszystko inne jest farsą. Werdyktu prezydenta MM odnośnie Rynku nie zmieniłoby przecież ani 0 ani 1000 opinii wyrażonych za pomocą zawężonych ankiet, bo praktycznie żaden przepływ informacji nie wiązał wcześniej (tzn. od początku rozważania inwestycji) wyrażających opinie z podejmującym decyzje. Poprawcie mnie jeśli jakieś gesty ze strony władz mnie ominęły, być może byłem jeszcze wtedy młokosem...
Świetna relacja z niedzielnego pobytu w śródmieściu [Gość] trafnie oddaje tragiczny stan naszego miasta. Jeśli to jeszcze tu nie padło, powtórzę: Centrum Koszalina UMIERA. Życie społeczne Koszalina UMIERA. Pytanie, czy nam z tym dobrze, czy tak właśnie musi być w Polsce, bo "przecież dopiero cieszymy się naszym nowo nabytym kapitalizmem". Zdaję sobie sprawę, że dojrzewanie do demokracji obywatelskiej i czerpanie z niej korzyści jest długim procesem. Przeraża mnie jednak kierunek w jakim pogodnie zmierza nasze miasto przede wszystkim w aspekcie absolutnie liberalnej polityki samochodowej. Niedługo już wszyscy będziemy siedzieć w metalowych puszkach przemieszczając sie z garażu domu na przedmieściach do CH i do pracy. Centrum wyludni się.
Na nowe inwestycje (np. aquapark, którego połowę działki zajmie parking na kilkaset miejsc... Warto zauważyć, że przy nieco większym komplekcsie sportowym w 2mlnowej stolicy - warszawianka - miejsc postojowych jest zaledwie kilkadziesiąt...) patrzyłbym przychylniej gdyby nie fakt, że dokładnie przez to samo samochodowe uzależnienie w latach 70-90tych przechodziły USA. Jest sporo pozytywnych przykładów, z ktorych możemy czerpać dużo bliżej - Skandynawia 40 lat temu nie była jeszcze superbogata,a już wtedy zaczęła sobie radzić z nadmiarem samochodów w śródmieściach. (3.) Myślę, że tu jest miejsce na rzeczową debatę publiczną o tym jakiego miasta chcemy - opartego na modelu włosko-amerykańskim (wszędzie motorem lub autem), czy na modelu północno europejskim (busem, rowerem, autem, pieszo..)
Wszyscy zgadzamy się z hasłem Koszalin - PEŁNIA ŻYCIA!
W konfrontacji z trybem życia jakiemu sprzyja obecna polityka miejska, obawiam sie, że nikogo na dłuższą metę nie zadowoli taka hipokryzja.
c.d.n.
odniesienia:
1. bestseller lat 90tych - Rządzic inaczej Davida Osbourne'a i Teda Gaeblera - jest dla nas wciąż aktualny.
2. np. w: handbook Strategii informacji i komunikacji spoęłcznej - www.grandstravaux.net
3. np.: New city life autorstwa Larsa Gamzoe i Jana Gehla. Tego drugiego będzie można spotkać na BUDMie w Poznaniu 20 stycznia.
poniedziałek, 11 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz