niedziela, 22 sierpnia 2010

Więcej demokracji

Zbliżają się wybory samorządowe. Oprócz zmian osobowych, dają też szansę przeprowadzenia strukturalnych zmian dotyczących myślenia o zarządzaniu miastem. Empiryczne przykłady zarówno dużych (Berlin, Londyn, Paryż) jak i małych północnoeuropejskich miast, pokazują że demokracja obywatelska na poziomie lokalnym zwyczajnie się opłaca.

Co zrobić by demokracja stawała się bardziej bezpośrednia? Na poziomie lokalnym - miasta i dzielnicy obywatel musi czuć że ma wpływ na swoje otoczenie. Niezbędne w tym celu jest oddelegowanie części władzy i decyzji w ręce najmniejszych jednostek administracyjnych - rad osiedlowych. Rady te swoją wielkością nawiązują do idealnej samorządnej społeczności demokratycznej, określanej w przedziale 5-10 tysięcy mieszkańców.

Żadna inwestycja z publicznych środków nie powinna odbywać się bez wiedzy mieszkańców - nie tylko w ostatnim procesie realizacji, ale także na samym początku każdego działania inwestycyjnego. Więcej, powinno rozważyć się zwiększenie budżetu rad osiedlowych tak, by samodzielnie mogły decydować o wydatkowaniu pieniędzy na przekształcanie najbliższego otoczenia, a docelowo takich usług jak: gospodarka mieszkaniowa, naprawy i konserwacja, ulice parki, policja, usługi w sąsiedztwie - a nawet - edukacja i opieka społeczna. tu szerszy artykuł

tu zaś nawiązanie do potrzeb przemiany mentalnej wśród urzędników i architektów: http://nightlybuilt.org/?p=1347

7 komentarzy:

  1. Bla bla bla, teoretyczne rozważania. Niestety ludzie są wygodnisiami, nie chcą podejmować odpowiedzialności. Przykład pierwszy z brzegu - fundacja Nauka Dla Środowiska, którą dobrze znasz, rozpoczęła nabór wniosków na konkurs „Zadziałaj w przestrzeni publicznej”. O ile z opisem przedsięwzięcia i jego budżetem nie byłoby większego problemu, to w 100-tysięcznym mieście jest problem z zebraniem przez internet 5 (a właściwie 4) chętnych osób. Media, które powinny być wzorem, przestrzenią inicjatywno-intelektualną między obywatelem a władzą, tabloidyzują się, zapychają szpalty śmieciową informacją, nie podejmują debat publicznych (a jeśli już to na niewystarczającym poziomie) itd. Czytałem ostatnio opracowanie na temat "Społeczeństwo obywatelskie i demokracja lokalna w Tychach" i znalazłem wiele podobieństw do sytuacji Koszalina - miasta przecież post-PRLowskiego, położonego w krainie byłych PGRów. Publikacja pod adresem: http://www.studreg.uw.edu.pl/pdf/sril%202004/geislerl_4_2004.pdf

    Odnośnie Rad Osiedlowych, to kiedyś miałem zamiar wziąć bierny w nich udział. Postanowiłem sobie jednak dać na wstrzymanie do następnych, żeby zobaczyć jak wygląda praktyka, a wyglądała następująco - zero bezpośrednich odwiedzin w moim mieszkaniu, parę nielegalnych naklejek na przystankach i tyle. A mandat zdobyli ci, co mieli go zdobyć (czyt. mający poparcie prezesa spółdzielni mieszkaniowej). Co gorsza Rady Osiedla są upolitycznione (taka przechowalnia dla ludzi, którzy się nie dostali do Rady Miasta), nie mają praktycznie siły sprawczej (porównywalną z pojedynczym obywatelem), utrudniają dostęp do informacji publicznej odnośnie swojej działalności (powinienem z tym pójść do sądu, ale mi się nie chce), są przepełnione biurwokracją, mają uwstecznioną mentalność - pieniądze wydają na własne diety (praca społeczna za którą się płaci - trzeba lepszego absurdu?), jeden festyn w roku, konkurs na najpiękniejszy balkon (wiosna/lato) i najpiękniej oświetlony lampkami (okres przedbożonarodzeniowy). Proszę mi wierzyć - mogę tak jeszcze długo. Tak wygląda świat realny, a Pana przemyślenia to wyidealizowana teoria, której wprowadzenia w życie mimo także moich starań i chęci, chyba się nie doczekamy.

    PS Kiedy kolejna Pecha Kucha? Może jakaś kolejna debata koszalińska, z której nic nie wyniknie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Acha - jeszcze jedno. Struktura społeczna jest ukształtowana w formie trójkąta. Gdzie jest nasz koszaliński szczyt, który pociągnie doły? Skrytykowałem już dziennikarzy, którzy nie dochodzą do prawdy, mają krótką pamięć, bezkrytycznie powielają PRową papkę itp. A gdzie są naukowcy, gdzie politycy, gdzie społecznicy? Z rozmowy z jednym koszalińskim aktywistą dowiedziałem się, że "jest problem z nakłonieniem lokalnych środowisk do uczestnictwa w debacie; akademicy albo nie mają czasu, albo chęci, to samo politycy." Ot tumiwisizm i rozdrobnienie warstwy inicjatywnej. Chcąc to zmienić, musimy naprawić fundamenty naszej społeczności tj. brak rzetelnej informacji, nasze media działają w imię określonych interesów swoich właścicieli. Potem przyjdzie czas na formację, następnie organizację (ta u nas występuje w wersji szczątkowej, głównie jako NIMBY) i akcję. Gallu wiele zależy od Ciebie, już robisz dużo, ale jako lider musisz robić więcej - jeśli nie Ty, to kto?

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe.. no wiesz, właśnie czytałem, że są też potrzebni ludzie, którzy potrafią marzyć. :) Raz na jakiś czas warto odświeżać stare śmieci.

    dzięki za użytecznego linka z meta-bliźniaczego miasta Tychy :)

    Następna Peczakcza mam nadzieję pod koniec września - pracujemy nad aktualizacją strony, żeby móc trochę rzetelniej promocję przeprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
  4. co do polityczności...

    urban heritage - hasło przewodnie programu w ramach którego badam: dziedzictwo miejskie - w swojej charakterystyce - jako element procesu kształtowania świadomości społecznej - jest instrumentem używanym w polityce. Pytanie czy będzie to instrument używany do pozyskiwania władzy czy też do dochodzenia prawdy o nas samych.

    Temat niemieckiego dziedzictwa prawdopodobnie zaintersuje wiele osób - część z nich z pewnością dla mnie niespodziewanie. Niemniej, sprawa dotyczy nas wszystkich - nie tylko Polaków, ani nie tylko Koszalinian, i dość długo już leżała odłogiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do doktoryzowania się, to poinformowałem co ważniejsze ośrodki medialne :] Mam nadzieję, że nie popełniłem tym samym faux pas.

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha, Ty to jesteś tak ten wirus... :)

    zaś 'faux pas' n'existe pas :)

    OdpowiedzUsuń
  7. jeszcze taka ciekawostka:

    http://nightlybuilt.org/?p=1347

    prosto z Londynu - może na początku przesadziłem z miastami-wzorcami, bo przecież nigdzie nie jest doskonale. W każdym razie - postulat: więcej kontroli przez Internet!

    OdpowiedzUsuń