czwartek, 28 października 2010

Otwartość i Przestrzeń


Dzięki uprzejmości red. Anny Makochonik, zamieszczam wywiad, który ukazał się w Mieście, w wydaniu z 29 października-4 listopada. [Tekst nie podlegał autoryzacji, moje uzupełnienia w istotnych kwestiach w ramkach]:

Rozmowa z Gallem Podlaszewskim, architektem, animatorem Pecha Kuchy (PK)
Skąd Pecha Kucha wzięła sie w Koszalinie?
– Ktoś do mnie napisał, anonimowo, że warto byłoby zrobić coś takiego w naszym mieście. Poszedłem z tym do Klubokawiarni BeWuA, pomysł się spodobał. Pierwsza Pecha Kucha, kwietniowa potwierdziła, że to świetna sprawa.
Byłeś na Pecha Kuchach organizowanych w innych miastach?
– Nie, ale kilka znajomych było, m.in w Gdańsku czy Poznaniu. Korzystałem też ze strony oficjalnej www.pecha-kucha.org.
Jak to się stało, że zostaliście włączeni do globalnej sieci jako jedne z 8 tylko polskich miast?
– Jest prowadzona rzetelna weryfikacja. Zanim przystąpiłem do organizacji PK, musiałem dokładnie napisać, dlaczego Koszalin miałby brać w tym udział, czy mamy odpowiednie miejsce – najlepiej gdzie się „pije i myśli". BeWuA spełnia to kryterium. Po każdej PK raportujemy jej przebieg, jest blog na żywo, a najlepsze
prezentacje trafiają na stronę oficjalną. Cały czas jesteśmy w kontakcie z Tokio. Mamy też możliwość wglądu w inne miasta. Generalnie w Polsce to się dobrze przyjmuje, tak jak u nas, co widać było w poniedziałek.
Jaka jest definicja PK?
– Pecha Kucha dosłownie oznacza gadu-gadu. Z kolei mechakucha oznacza coś zwariowanego, chaotycznego. Więc jest to luźna, spontaniczna prezentacja, której naczelną zasadą jest otwartość. Każdy może wyjść przed ludzi i pokazać co chce. Jest to też fantastyczna okazja do wyłapywania ciekawych ludzi. Naczelnym kryterium jest otwartość.
A gdyby zgłosił się do was ktoś np. z manifestem nacjonalistycznym, też mógłby wystąpić?
– Ta idea opiera się na szeroko pojętym zaufaniu. Zasady są znane ogólnie, nie mamy wglądu w prezentacje. Sądzę, że jeśli ktoś chciałby pokazać coś zupełnie przeciwstawnego przyjacielskim założeniom PK, to nie zostałby przez tę społeczność przyjęty. Mógłby zostać dopuszczony do głosu, ale niekoniecznie wysłuchany. W Koszalinie mamy problem z niedoborem ludzi. W Warszawie czy Łodzi są preselekcje. Dla nas każda osoba jest cenna. Za pierwszym razem było 12, drugim 8, a teraz 5 prezentacji [8, 12, 6 - GP]. Strasznie fajnych zresztą.
Co ludzie pokazują?
– PK wyszła ze środowiska architektów i designerów, więc przeważnie są to rzeczy związane z projektowaniem. Teraz bardziej wymieszane. U nas był np. marynarz, który usłyszał o PK, zeskanował zdjęcia z całego świata i powalił wszystkich na ziemię, albo kandydat na prezydenta (Artur Wezgraj – dop.am). Najstarsza peczakczanka, nie w Polsce, 70-letnia kobieta pokazała swoje czekoladowe wypieki.
Mnie najbardziej ujęła atmosfera PK. Co ciekawe, autonomiczni i nastawieni krytycznie zazwyczaj odbiorcy sztuki, tu zebrani w dwustuosobowej komunie są entuzjastyczni wobec wszystkiego, co widzą. To fenomen. Na czym on polega?
– Nawet autorzy PK nie sądzili, że ich pomysł tak się rozsieje po świecie. Dziś miast PK jest ponad [prawie] 400! To dowodzi, że formuła jest uniwersalna. Chodzi o zainteresowanie czymś nowym, a to już zakłada nastawienie na odbiór, a nie krytykę. Siedzimy wszyscy w jednym czasie, w jednej sali, w Koszalinie dodatkowo na ziemi, co też zmienia perspektywę, bo jesteśmy trochę jak dzieci. Docenia się odwagę prezentujących, często niedoświadczonych w wystąpieniach publicznych.
Z jednej strony jest to swobodna forma, ale z drugiej jednak skodyfikowana. Może ludzi kręci połączenie czegoś otwartego w formie, ale też dającego poczucie przynależności do grupy, wspólnoty, elity, która jest na coś umówiona.
– Myślę, że tak. PK jest też pomysłem na zespolenie środowisk kreatywnych w Koszalinie. Kiedy tu wróciłem po studiach, zauważyłem masę rozproszonych grupek ludzi, między którymi nie było żadnego przepływu informacji. A tu wszyscy na równych zasadach jesteśmy społecznością.
fot.Kamil Jurkowski
Masz ambicję stworzyć środowisko twórcze?
– By cokolwiek działo się w skali miasta, i by mogło ono artykułować swoją tożsamość, muszą być ludzie, którzy się znają, są otwarci, i z których wiedzy i doświadczeń można wspólnie korzystać. Wtedy da się działać razem. Każde miasto tego potrzebuje. Będę się cieszył, jeśli na gruncie tego co dziś robimy, dojrzeje coś większego, jakaś zintegrowana społeczność.
Podróżujesz, jesteś aktywny, dlaczego mieszkasz w Koszalinie?
– Pod koniec studiów w Warszawie tak tęskniłem za Koszalinem, że mi się śnił po nocach. Uważam że miasto ma olbrzymi potencjał, ale trzeba dużo wysiłku, żeby tu się coś działo. Jest unikatowe, choćby ze względu na położenie, bliskość morza. Praktyka światowa mówi, że małe miasta mają rację bytu. Studiuję w Weimarze, które ma 65 tysięcy mieszkańców. To przykład miasta, które potrafi wykorzystywać swoje atuty.
Paradoksalnie zaletą Koszalina może być to, że wielu rzeczy tu nie ma. A skoro nie ma, to mogą powstać.
– Dokładnie. Czuć u nas tę atmosferę zapotrzebowania. Krytycznie muszę odnieść się do władz Koszalina, które chcą chyba zrobić wszystko, by uczynić miasto prowincjonalnym. Tu naprawdę są możliwości, choćby przez to, że mamy Politechnikę, a na niej [mnóstwo kreatywnych studentów wydziału] wydział wzornictwa. Ale trzeba się w tym przypadku otworzyć, a nie udawać otwartych.
Zmienić trzeba mentalność czy przestrzeń?
– Przede wszystkim mentalność. Ludzie muszą być gotowi na zmiany i chcieć ich. Myślę, że warto też podróżować, żeby podpatrywać rozwiązania, a potem wykorzystywać tę wiedzę tu.
A przestrzeń?
Oczywiście też. Sama w sobie jest inspirująca. Warto ją kształtować, tworzyć jej rozpoznawalne znaki. My na razie chwalimy się tym, że mamy Emkę i Forum. To są nasze marki. Myślę, że stać nas na więcej i to jest przed nami, pytanie czy za pięć czy dziesięć lat.
Jakie zjawiska obserwowane w innych miastach warto zastosować, np. u nas?
– Choćby idea „shared space" – dzielenie się przestrzenią i likwidowanie barier. Czyli: samochody jadą 30 km/h, ludzie spacerują, rowery jeżdżą szlakami. Następują dzięki temu niespodziewane interakcje. U nas jest odwrotnie: bariery, pomysły nietrafionych inwestycji, jak np. budowanie tunelu pod [przed] dworcem. W Weimarze np. stawia się też na naukę. U nas oprócz budowanej hali widowiskowo-sportowej nie ma żadnej polityki wykorzystania potencjału Politechniki, budowania jej jakości. [chodziło mi o czytelną politykę rozwoju miasta w oparciu o potencjał generowany przez Politechnikę i na odwrót: rozwoju Politechniki w oparciu o potencjał miasta]
Pytanie też, gdzie jest 20 tysięcy studentów tej uczelni? Bo w mieście ich nie widać.
– Tak, i to jest dobre pytanie, zwłaszcza w przypadku tak małego miasta. To olbrzymia rzesza ludzi, która powinna je wypełniać. Tymczasem campus rozwija się w stronę lasu, więc znowu odciąga młodych od centrum. Na razie idzie to w kierunku modelu amerykańskiego: uczelnia, wokół parkingi, wszystko w jednym miejscu. Ja się temu modelowi sprzeciwiam, bo on nie służy integrowaniu się miasta. Stawiamy na politykę sprzyjania samochodom, więc nie dziwmy się, że miasto coraz bardziej się korkuje.
Jesteś współautorem projektu zakładającego w dużym skrócie przebudowę centrum miasta. „Warsztat Koszalin" zakładał przeprowadzenie eksperymentu z zamknięciem kilku ulic wokół ratusza, ale utknął. Dlaczego?
– Ciągle trafiamy na opór władz Koszalina. Sprzyjał nam prezydent Krzysztof Hołub, teraz znów stanęliśmy z tym projektem w miejscu. Trzeba władze zapytać, dlaczego chcą trwać przy stanie obecnym, który nikogo nie zadowala. Przed wyborami nikt decyzji w naszej sprawie nie podejmie.
Ja dość sceptycznie patrzę na projekt robienia deptaku w centrum. Ogromna inwestycja, duży opór mieszkańców...
– Chciałbym coś sprostować. Ja się skłaniam ku koncepcji spowolnienia ruchu, a nie komunikacyjnego zamknięcia centrum. Chodzi o zwężenie czterech pasów do dwóch i powiększenie przestrzeni dla pieszych. Jestem za tym, by zmieniać coś odważnymi, ale małymi krokami.
Co to da?
– Ulica Zwycięstwa na wysokości Traugutta ma dwa pasy, potem rozszerza się na cztery, by na Szczecińskiej znów zmienić się w dwa. To nonsens. Zabierając te dwa pasy małym kosztem dajemy przestrzeń pod różną działalność. Chodzi o zbudowanie normalnego miasta, z wąskimi ulicami, szerokimi chodnikami. Trochę się przestraszyłem, słysząc o planach deptaku, ograniczania ruchu i wielkich inwestycji. Zaczynamy w ten sposób od orania i wydawania setek tysięcy. Jestem za to zwolennikiem deptaku na niedzielę, tak jak ma to miejsce np. na Nowym Świecie w Warszawie. Można takie rozwiązanie sprawdzić – na miesiąc postawić blokady i zobaczyć, jak to się przyjmie. [na miesiąc lub na krótkie okresy czasu - np. w weekendy w celu organizowania różnorodnych akcji miejskich. Jednym z ciekawych rozwiązań jest przeniesienie giełdy do Centrum, które podsunął Soren Jylling]
Jak chciałbyś, żeby Koszalin wyglądał za 10 lat?
– Przede wszystkim, żeby nie rozlewał się na pola i łąki. Żeby zaczęło się dogęszczać centrum. To ogólnoświatowa tendencja zamożniejących państw. Obliczyłem kiedyś, że w obrębie obwodnicy [śródmiejskiej] można zagospodarowć 150tysięcy m2 powierzchni [stworzyć 150tysięcy m2 powierzchni użytkowej]. Dobrze byłoby usprawnić komunikację miejską, by do centrum można było zawsze dojechać, a autobusy kursowały często, też wieczorem. Wtedy centrum będzie żyło. Życzę też, by Politechnika się [jeszcze] lepiej rozwijała. No i odwagi w przestrzeni.
Rozmawiała:
Anna Makochonik

27 komentarzy:

  1. Autoryzacja to ZUO i zabija przyjemność z czytania prasy. Gallu, masz co prawda kierunkowe wykształcenie, które poszerzasz, jesteś pełen inicjatywy i dobrych chęci, co nie zmienia faktu, żeś oderwany od rzeczywistości idealista. Komitet, z którego startujesz jest co prawda najlepszy moim zdaniem, ale z najgorszych, czyli to tzw. mniejsze zło. Tygodnik, któremu udzieliłeś wywiadu, jest organem nie tyle rzetelnym i dążącym do obiektywizmu, co prywatnym folwarkiem A. Wezgraja i reszty towarzystwa. Polityka, do której aspirujesz to brudna gra wymagająca poświęcania się, swoich ideałów i daleko posuniętych wyrzeczeń. Nie wiem, jak odczytujesz w niej swą rolę i jaką rolę ci ew. narzucą. W sumie podziwiam Cię i czuję się zniesmaczony zarazem, że pchasz się do tego bagna. Ambiwalencja - słowo klucz. Życzę Ci jak najlepiej i proszę - miej się na baczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Był kiedyś taki żart: socjalizm to może nie jest zły ustrój, ale powinno się go najpierw wypróbować na myszach. Przypomniał mi się, gdy przeczytałem ten fragment wywiadu:

    "Jestem za to zwolennikiem deptaku na niedzielę, tak jak ma to miejsce np. na Nowym Świecie w Warszawie. Można takie rozwiązanie sprawdzić – na miesiąc postawić blokady i zobaczyć, jak to się przyjmie."

    Mam pytanie: czego spodziewasz się po miesiącu blokad ograniczających ruch w centrum? Że w niedziele pojawią się tam ludzie, którzy zamiast wałęsać się po giełdzie pełnej handlarzy albo po centrach handlowych pełnych OTWARTYCH sklepików zaczną spacerować wokół paskudnego Rynku Staromiejskiego zaglądając przez zamknięte okna banków i sklepów z telefonami GSM?

    Nie wierzę, że coś takiego będzie iało miejsce nie tylko w jesienno-zimowe niedziele; jestem również pewien, że tak będzie latem, kiedy kto żyw wyjeżdża nad morze, jezioro albo w ostateczności idzie na giełdę. BO TAM JEST HANDEL!! Bez handlu będziesz miał tylko pozbawione samochodów nadal puste centrum. W dodatku gdybyś już teraz przeszedł się w niedzielne przed- lub popołudnie, to zobaczyłbyś, że ruch już teraz jest "spowolniony": samochodów prawie nie ma, darmowe w ten dzień parkingi stoją pustawe. Na spotkaniu w bibliotece Soren Julling pokazał zdjęcie, które zrobił w niedzielę i na którym widać kompletnie pustą ulicę Zwycięstwa. Innymi słowy: kosztem tysięcy korzystających w dzień powszedni kierowców chcesz eksperymentować i dać jakimś potencjalnym pieszym cichą niedzielną ulicę, którą mają już teraz i przy której nie ma dla tych pieszych niczego atrakcyjnego.

    Chcesz zacząć od końca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za długi komentarz.

    Moje odpowiedzi będą się kręcić wokół Sorena Jyllinga. Duńczycy cechują się dużą wstrzemięźliwością w wydatkowaniu publicznych pieniędzy, dlatego warto się im przysłuchiwać. To Soren podsunął dwa rozwiązania centrum, o których mówiłem, ale zostały okrojone w drukowanym wywiadzie (postaram się nanieść moje poprawki do artykułu):

    - eksperyment z czasowym zamykaniem deptaku byłby dużo tańszy od wielomilionowych przebudów planowanych przez miasto w celu spowolnienia ruchu, którego można dokonać metodami właśnie eksperymentalnymi. Jeśli coś się nie sprawdzi, to nie musimy tego odpokutowywać przez lata tak jak np. zamknięcie ulicy Piłsudskiego, poprzedzone wyburzeniem kościółka i okolicznych kamienic. Wolałbym być ostrożny z kolejnymi odważnymi spychaczowymi akcjami, które niekoniecznie przynoszą rozwiązanie... Czy nie lepiej namalować pas, postawić barierkę i zobaczyć co się stanie? Nie chciałbyś spróbować zaparkować auta na prawym pasie Zwycięstwa na wysokości kryterium, maredo, itd?

    - deptak: być może warto rozważyć możliwość przeniesienia giełdy do centrum, po to żeby to tam był HANDEL - przynajmniej w niedziele. Może warto próbować wyrabiać nawyki krążenia po centrum i tworzyć przestrzeń dla wydarzeń.

    Możemy też płynąć w zgodzie z tym co się dzieje - wpierw rozmontować miasto na boki (deurbanizacja), by powrócić do jego naturalnego stanu za kilkadziesiąt lat. Pytanie czy rzeczywiście musimy iść okrężną drogą. W tym sensie, zgadzam się z Tobą, chcę zacząć od końca - od miasta wypełnionego życiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. "- eksperyment z czasowym zamykaniem deptaku byłby dużo tańszy od wielomilionowych przebudów planowanych przez miasto w celu spowolnienia ruchu... (...) Nie chciałbyś spróbować zaparkować auta na prawym pasie Zwycięstwa na wysokości kryterium, maredo, itd?"

    Ale kiedy i po co? W dni powszednie chcąc iść do podupadającego kina Kryterium (po południu) nie mam problemu z zaparkowaniem w pobliżu (Plac Wolności, ul. Andersa, parking przy Piastowskiej)...

    Piszesz o tym, żeby w niedzielę centrum przypominało przynajmniej warszawski Nowy Świat, ale powtórzę: nie ma problemu, żeby w sobotnie popołudnie i przez całą niedzielę zaparkować ZA DARMO na istniejących obecnie miejscach parkingowych. Tylko nie ma po co - sklepiki i banki są pozamykane, a dla tych klientów Maredo czy Buongiorno miejsca wystarcza.

    Pomysł przeniesienia wpierw targowiska, a teraz nawet giełdy do centrum obrazuje tylko Twoją bezradność w szukaniu rozwiązania, które potwierdziłoby Twoją utopijną teorię o potrzebie "przywrócenia" śródmieścia pieszym. Przecież targowisko przy Połczyńskiej czy tzw. Manhattan są (i były) opisywane jako wstyd dla miasta - i m.in. dlatego paskudne budy, stragany i kioski typu "szczęki" z końcem roku mają zniknąć z okolic Połtawskiej i Drzymały. Ty teraz proponujesz przenieść je na weekend przed ratusz - przejdź się o 15:00 w niedzielę na teren giełdy, popatrz na te sterty latających na wietrze śmieci i zastanów się, co proponujesz.

    Nie potrafisz chyba przyjąć do wiadomości faktu, że handel i usługi istniejące obecnie w obecnej postaci w centrum nie ściągną ludzi ani z giełdy ani z centrów handlowych. To wymaga czasu - a Ty i obecne władze chcielibyście to załatwić niejako "dekretem" - ograniczyć codzienny ruch samochodowy, który to dekret miałby spowodować napływ ludzi do śródmieścia w weekendy, kiedy to ruchu samochodowego tam nie ma. A jak napływu ludzi do śródmieścia nie spowoduje, to przeflancować tu targowisko (giełda się nie zmieści). A jak to nie pomoże, to zacząć organizować konkursy przedszkolaków na malowanie kredą (o czymś takim mówił Łukasz Adamczyk) albo namawiać banki na rozszerzenie działalności o gastronomię (Bank Cafe). To już trąci absurdem w stylu Monthy Pythona.

    To, że władze nie chcą czekać - rozumiem, władze muszą mieć sukcesy, bo kampania wyborcza trwa cały czas. Ale dlaczego Tobie się śpieszy? Dlaczego nie zajmujesz się sprawą trudniejszą: aby teren Manhattanu nie zamienił się w kolejny kwartał wypełniony na parterze bankami, a na górze świecącymi pustkami oknami - jak Hosso, jak budynek Saka naprzeciwko McDonalda itd.

    Przyznajesz, że chcesz zacząć od końca - od miasta wypełnionego życiem. To tylko slogan. Wypełnianie życiem zaczyna się od stwarzania warunków dla istnienia życia. Ty uważasz, że takimi warunkami, które już po miesiącu (!) pokażą słuszność Twoich teorii będzie postawienie blokad dla samochodów. A ja twierdzę (a Ty to poniekąd potwierdzasz), że tylko handel i to handel przebijający jego obecne konkurencyjne formy stworzyłby warunki do wypełnienia życiem centrum. Więc jeśli piszesz o "przeniesieniu giełdy do centrum, po to żeby to tam był HANDEL - przynajmniej w niedziele" to odpowiedz na kilka pytań:

    1. Całej giełdy? Uważasz, że się pomieści?

    2. Jeśli nie całej, to sądzisz, że ludzie przyjdą przed ratusz, gdzie wybór oferty handlowej byłby podobny jak na dotychczasowej giełdzie, ale mniejszy ilościowo?

    3. Czy sądzisz, że ktoś z handlarzy zgodzi się na rezygnację z zysków w obecnym miejscu (giełda), żeby stanąć przy mniej atrakcyjnym jako lokalizacja (patrz punkt wyżej) ratuszu?

    4. Próby ściągnięcia ludzi w okolice centrum praktykuje koszalińskie muzeum. Byłeś tam tego lata? Widziałeś te sztuczne wypełnianie programu występami zespołów ludowych i dziecięcych? Nawet ten upadły już "Międzynarodowy Festiwal Kataryniarzy" składający się z trzech (!) kataryniarzy - to mają (miały) być atrakcje?

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze o jednym eksperymencie (nie zmieściło się w poprzednim komentarzu): w tym roku władze dość rozpaczliwie usiłowały ożywić istniejącą od kilku lat (!) tzw. Uliczkę Artystów przy koszalińskiej katedrze, która jako żywo pokazuje co dzieje się wówczas, gdy "dekretuje się" ożywianie centrum. Mimo przygotowanego miejsca (stojak, stoliki, ławeczki) korzystały z nich jedynie dwie (!) wystawiające osoby przy znikomym zainteresowaniu. Czy takie eksperymentowanie nikogo niczego nie nauczyło, mianowicie tego, że wizualizacje z wolnymi od samochodów ulicami i radosnymi ludźmi siedzącymi w zalanych słońcem ogródkach kawiarnianych obok uśmiechniętych rowerzystów to tylko sny?

    Wracam do Twojego stwierdzenia, że "eksperyment z czasowym zamykaniem deptaku byłby dużo tańszy od wielomilionowych przebudów planowanych przez miasto w celu spowolnienia ruchu..."; jeszcze tańsze było racjonalne i wolne od dogmatycznego myślenia skonstatowanie, że ani miesiąc, ani nawet pół roku blokad centrum miasta (w promieniu 400 metrów od Rynku Staromiejskiego) nie ściągnęłoby w niedziele i święta więcej ludzi niż to jest obecnie: nadal miałbyś tam zamknięte sklepy i banki i tak samo jak teraz nie miałbyś żadnego problemu ani z parkowaniem, ani z uciążliwością ruchu samochodowego.
    Pytanie brzmi: dlaczego i po co wobec tego blokady miałby utrudniać przejazd zmotoryzowanych koszalinian i ich rodzin w pozostałe dni? A że jest potrzeby - pokazuje to, jak często z niego korzystają.

    OdpowiedzUsuń
  6. Omacku, czemu nie wystartowałeś na radnego?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdaje się, że zniknął mój komentarz. Był niewygodny?

    Powtórzę: pomysł przenoszenia giełdy do centrum jest świadectwem desperacji: oto bardzo chciałbyś za wszelką ceną sprawić, żeby ludzie spędzali czas tam, gdzie sobie wymyśliłeś, mianowicie w centrum. Choćby przez jeden dzień, choćby miałoby to być kosztem spokoju mieszkańców, którym po tygodniu pracy niedzielnym świtem będą hałasować wyładowujący swój towar handlarze. A po paru godzinach (bo giełda trwa tylko do 14:00) miałbyś w centrum latające papiery i puste kartony - no piękna wizytówka miasta. Dodaj do tego te dziesiątki zaparkowanych wokół busików, nysek i innych dostawczych samochodów, dodaj te setki samochodów ludzi, którzy teraz przyjeżdżają na giełdę i parkują po okolicznych (dużych) osiedlowych parkingach, ale także trawnikach, chodnikach itp. itd.

    I wszystko to w imię "uszczęśliwiania" mieszkańców, którym teraz nie przeszkadza obecne usytuowanie giełdy. Przebijacie tym pomysłem chyba nawet ściągnięty ode mnie (Omacku) pomysł, który rzuciłem żartem jako bankokawiarnie (potraktowaliście to serio i nazwaliście to Bank Cafe) oraz inny, o którym mówił na spotkaniu poświęconym rewitalizacji centrum Łukasz Adamczyk: o rysowaniu przez jakieś zorganizowane grupy dzieci kredą na trotuarze jako jednym z "pomysłów" na ożywienie".

    No żenada kompletna. A może zamiast usiłowaniu przeprowadzania miesięcznych eksperymentów które niczego nie pokażą spróbowałbyś czegoś ważniejszego? Pisałem o tym w usunięty komentarzu: o dopilnowaniu, żeby na terenie obecnego Manhattanu, który ma działać do końca roku, nie pojawiły się kolejne pseudomodernistyczne i pozbawione klimatu budynki, w których partery będą zajmowały kolejne banki, a wyższe kondygnacje będą świeciły pustkami z powodu zbyt wysokich czynszów?
    Tak, wiem, to trudniejsze niż ustawianie blokad i czekanie, aż obecna sytuacja usługowo-handlowa zmieni się na oczekiwaną. Ale przynajmniej jest mniej ryzykowna, że w oczekiwaniu na błyskawiczny rezultat ("przeniesiemy handel bazarowy i centrum ożyje") spełnią się jedynie Twoje ambicje urbanisty.

    OdpowiedzUsuń
  8. I jeszcze: między niedzielnym deptakiem na Nowym Świecie a koszalińską giełdą w centrum miasta jest mniej więcej taka różnica, jak w tym ruskim dowcipie: "Miał być szampan i kawior, a byli wódka i śledzie"

    To pisałem ja: Omacku

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za Twój wpis. Chciałbym Cię zapewnić, że nie moderuję zamieszczonych komentarzy - może serwer coś miesza nieprzyzwyczajony do takiego ruchu.

    Pomysły, do których się odnosisz to (tylko) pomysły, które chciałbym poddać pod rozwagę szerokiemu gronu zainteresowanych osób.

    Nie przeczę, że pomysł giełdy w centrum ma plusy i minusy. Chciałbym go jednak rozważyć w szerokim gronie - mieszkańców, handlowców, zarządców. Być może zanim wyrzucimy pomysł do kosza, warto upewnić się czy w długiej perspektywie jednak nie przeważają plusy. Dzięki Twoim uwagom worek z minusami jest prawie pełny.

    Porównanie do NŚ w Warszawie służyło jedynie wyjaśnieniu zasady. Nadal nie rozumiem, co przeszkadza Ci w zwężeniu 4 pasów do dwóch i posadzeniu na miejscu tych zabranych kilku drzew, wygospodarowaniu parkingów i ścieżek rowerowych.

    Zamiast kłócić się o prawa autorskie do pomysłów, które chodzą po forach, ale też nie są niczym nowym na świecie (a Internet dobrem powszechnym), zachęcałbym do przekierowania energii w ich realizację.

    Problem dostępności mieszkań jest z pewnością godny szerszej dyskusji. Jaki realny udział w polityce mieszkaniowej powinno, a jaki dziś może mieć miasto? Z obecnej pozycji nie potrafię udzielić odpowiedzi, ale będąc w Radzie Miejskiej, nie będę mógł przejść obojętnie wobec tych kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  10. Gall, mimo całej mojej sympatii do Ciebie, zaczynam tracić cierpliwość, bo wymiana argumentów zaczyna przypominać rozmowę ze śpiącym albo najaranym - w każdym razie przebywającym w innej rzeczywistości.

    Jak można traktować z powagą żarty o kawiarnianych ogródkach prowadzonych przez banki? Przecież to absurd! Branie tego na serio i proponowanie szerokiemu gremium przed kamerami TV to kompromitacja.
    Nie kłócę się więc o prawa autorskie, tylko wskazuję, że potraktowałeś Ty i pozostali owe surrealistyczne nieco żarty (kawiarniobanki) jako poważne propozycje. Z tego też powodu nie zamierzam się wygłupiać i "przekierować energii w ich realizację" - nie jestem Don Kichotem.

    To samo dotyczy pomysłu przeniesienia giełdy do centrum miasta. Piszesz, że "to (tylko) pomysły, które chciałbyś poddać pod rozwagę szerokiemu gronu zainteresowanych osób." Wiesz, można również zaproponować sadzenie lasów i ogrodów na dachach koszalińskich budynków ("zielone miasto"), ale przecież nikt nie rozsądny nie traktowałby tego dziecinnego pomysłu poważnie. Pomysły sztucznego zaludniania centrum na parę godzin w imię dogmatu, że "centrum musi żyć" niczego nie rozwiązują; można też zarządzić, żeby raz w tygodniu organizować tam obowiązkowe apele
    młodzieży szkolnej - będziesz miał zaludniony rynek.

    Pytasz, co mi przeszkadza w zwężeniu 4 pasów do dwóch i posadzeniu na miejscu tych zabranych kilku drzew, wygospodarowaniu parkingów i ścieżek rowerowych. Otóż po raz kolejny proszę,żebyś zauważył, że obecnie ul. Zwycięstwa na odcinku, który proponujesz zwęzić (między ul. Piłsudskiego i Empikiem to zaledwie kilka budynków: policji, prokuratury i CK105. Dalej masz zestaw banków i SKOK-ów oraz trochę niedużych i mało atrakcyjnych sklepików. Czy to zachęci do odwiedzenia centrum zamiast Emki i Forum Koszalin, zwłaszcza w niedziele? Nie trzeba być jasnowidzem, żeby być pewnym, że nie zachęci. Więc proponujesz zwęzić ulice, aby przynajmniej jeździły tamtędy rowery (bo piesi nie będą mieli tam czego szukać)? Ale czy zamiast jeździć pustymi ulicami nie lepiej wybrać się rowerem do parku, do lasu, nad jezioro albo nad morze?
    Zresztą: dlaczegóż to hipotetyczni rowerzyści mieliby być ważniejsi od realnych i korzystających obecnie z przejazdu tą ulicą zmotoryzowanych mieszkańców Koszalina? Bo rower jest "trendy"?

    I powtarzam jeszcze raz: ulica Zwycięstwa służy tysiącom ludzi w miarę wygodnym przemieszczaniu się z punktu A do punktu B w godzinach pracy. Po godz. 18:00 ruch maleje tak, jakbyś ustawił blokady i ludzie, którzy mieliby po pracy spotkać się i pospacerować mogą to robić już teraz. zaś w sobotnie popołudnia niedziele ruch jest minimalny - więc nie ma tam wtedy czego "spowalniać".

    Wyobrażanie sobie, że w dzień powszedni na szerokim deptaku będą spacerować ludzie (wzdłuż budynku prokuratury?) to tylko "chciejstwo" w imię założonej tezy że tak będzie, bo... tak musi być.

    Proponujesz komunikacyjne rewolucje (nigdy nie lubiłem rewolucjonistów potrafiących głównie burzyć, a gorzej radzących sobie z budowaniem); rzucasz kolejny pomysł "posadzenia kilku drzew". Wiesz, zanim te rachityczne patyczki staną się drzewami minie kilkadziesiąt lat, a tymczasem bez słowa protestu z Twojej strony wycina się kolejne drzewa, które "przeszkadzają" w budowie nowego gmachu Filharmonii. Kompletnie chybionej lokalizacji, która nie wiadomo dlaczego nie wypełniła jednej z pustych od 70 lat parceli przy Zwycięstwa, natomiast zabrała kawałek parku.
    Ale to tak na marginesie.

    Problemu dostępności mieszkań nie poruszałem, więc nie wiem, do czego się odnosisz. Wiem jednak, że obecni włodarze mieli dość lekceważący stosunek do obecnych mieszkańców uważając, że da się ich po prostu "przenieść" gdzie indziej, aby nie stanowili przeszkody w rewitalizacji. To, że część z nich wykupiła notarialnie swoje lokale wydawało się dla rządzących nie mieć (póki co) znaczenia - coś jak ze zgodnością uchwały antydopalaczowej z prawem. Ale to osobny temat.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam wrażenie, że kształtuje się nam dużo głebsza dyskusja. Zgadzam się, że po prostu funkcjonujemy w odrębnych światach.

    W oparciu o akceptowany kształt przestrzenny, myślę, że utożsamiasz się po prostu z modernistycznym odczuwaniem przestrzeni.
    Szanuję takie podejście jako uwspólnione dla społeczeństw ery przemysłowej. W historii, w niektórych przypadkach, modernistyczne rozwiązania dawały szalenie pozytywne rezultaty.

    Ja osobiście opowiadam się po stronie postmodernistycznej. Co to oznacza, trochę wyostrzając próbuję opisać poniżej:

    modernizm - segregacja funkcji, określoność, uznanie istnienia estetycznego ideału (a w mieście: wytyczenie głównych arterii i stref mieszkalnych / przemysłowych w mieście)

    postmodernizm - koegzystencja funkcji (i idei), różnrodność, subiektywna niespójność form (a w mieście: likwidacja niewygodnych barier, gęsty sieciowy układ ulic,
    wielofunkcyjnie złożone obszary miejskie, ożywiona komunikacja międzyludzka, kompaktowość).

    Znajduje to potwierdzenie w Twoim zadowoleniu stanem obecnym. Często powtarzasz "po co coś na siłę zmieniać"? Otóż po to, by dostosowywać przestrzeń do zmieniających się w czasie koncepcji odczuwania świata.

    Koszalin współczesny - beton od ściany do ściany ('rewitalizacja' fasad budynków przy Zwyciestwa przez obcięcie przyjaznych ludziom daszków. Budowa nowej ul. Waryńskiego z dbałością wyłącznie o nowe miejsca postojowe, ul. Stawisińskiego - izolacja ulicy od domów ekranami - pełna akceptacja dominacji samochodu nad człowiekiem w mieście)


    Ja szukam inspiracji w Koszalinie przedwojennym, ale również we współczesnym, ekologicznym patrzeniu na miasto (dla mnie pytanie o sadzenie lasu na dachach domów wcale nie jest głupie. Uwielbiam i popieram ideę zielonego dachu, ale nie mam nic przeciwko wycięciu pięciu drzew w zamian za posadzenie dziesięciu nowych (inne pytanie czy tak postąpiono w przyp. filharmonii).

    Koszalin dawny - tramwaj, ludzie, samochody, drzewa - na jednej, gęsto ożywionej ulicy.

    Koszalin przyszły - ulice wypełnione po brzegi nie tylko samochodami, ale również: ludźmi, rowerami, zielenią i nowymi usługami.


    Co powiesz na takie dwa wykluczające się, ale współegzystujące dyskursy? Czy Koszalin staje się wreszcie bardziej skomplikowany niż "PGR-owskie zaplecze"?

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam wrażenie, że kształtuje się nam dużo głebsza dyskusja. Zgadzam się, że po prostu funkcjonujemy w odrębnych światach. W oparciu o akceptowany kształt przestrzenny, myślę, że utożsamiasz się po prostu z modernistycznym odczuwaniem przestrzeni. Szanuję takie podejście jako uwspólnione dla społeczeństw ery przemysłowej. W historii, w niektórych przypadkach, modernistyczne rozwiązania dawały szalenie pozytywne rezultaty.

    Ja osobiście opowiadam się po stronie postmodernistycznej. Co to oznacza, trochę wyostrzając próbuję opisać poniżej:

    modernizm - segregacja funkcji, określoność, estetyczny ideał (w mieście: wytyczenie głównych arterii i stref mieszkalnych / przemysłowych w mieście)

    postmodernizm - koegzystencja funkcji, różnrodność, subiektywna niespójność form (a w mieście: likwidacja niewygodnych barier, gęsty sieciowy układ ulic, wielofunkcyjnie złożone obszary miejskie, ożywiona komunikacja międzyludzka, kompaktowość).

    Znajduje to potwierdzenie w Twoim zadowoleniu stanem obecnym. Często powtarzasz "po co coś na siłę zmieniać"? Otóż po to, by dostosowywać przestrzeń do zmieniających się w czasie koncepcji odczuwania świata.

    Koszalin współczesny - beton od ściany do ściany ('rewitalizacja' fasad budynków przy Zwyciestwa przez obcięcie przyjaznych ludziom daszków. Budowa nowej ul Waryńskiego z dbałością wyłącznie o nowe miejsca postojowe, ul. Stawisińskiego - izolacja ulicy od domów ekranami - pełna akceptacja dominacji samochodu nad człowiekiem w mieście)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja szukam inspiracji w Koszalinie dawnym (przedwojennym), ale również we współczesnym, ekologicznym patrzeniu na miasto (dla mnie pytanie o sadzenie lasu na dachach domów wcale nie jest głupie. Uwielbiam i popieram ideę zielonego dachu, ale nie mam nic przeciwko wycięciu pięciu drzew w zamian za posadzenie dziesięciu nowych (inne pytanie czy tak postąpiono w przyp. filharmonii).

    Koszalin dawny - tramwaj, ludzie, samochody, drzewa - na jednej, gęsto ożywionej ulicy.
    Koszalin przyszły - ulice wypełnione po brzegi nie tylko samochodami, ale również: ludźmi, rowerami, zielenią i nowymi usługami.


    Co powiesz na takie dwa wykluczające się, ale współegzystujące dyskursy? Czy Koszalin staje się wreszcie bardziej skomplikowany niż "PGR-owskie zaplecze"?

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałem znajomego, który na hasło "postmodernizm" zwykł mawiać "fuj, fuj"...

    Piszesz, że postmodernizm to "koegzystencja i subiektywna niespójność, a ja nazwę to subiektywnie "chaosem" za red. naczelnym miesięcznika "Urbanista": proponuję przeczytać fragment artykułu z "Polityki" dotyczący chaosu w architekturze.

    "Zdaniem redaktora naczelnego miesięcznika "Urbanista" Janusza Korzenia - W ostatniej dekadzie nastąpiło ostateczne rozerwanie zabytkowych struktur miasta. Panoszą się nowe budynki, stawiane przez nie liczących się z niczym deweloperów. To architektura agresywna, przeskalowana i kompletnie ignorująca otoczenia. Centra miast straszą kakofonią kształtów, form i kolorów. Spośród paropiętrowych ceglanych budynków nagle strzelają w górę szklane wieże banków czy monumentalne aluminiowe siedziby bogatych firm."

    Piszesz: "Często powtarzasz "po co coś na siłę zmieniać"? Otóż po to, by dostosowywać przestrzeń do zmieniających się w czasie koncepcji odczuwania świata."

    "Koncepcja odczuwania świata"... co to znaczy? Bo mi to wygląda na chęć zmian dla zmian, odwiecznym konflikcie starych z młodymi: "klasycyzm-romantyzm", "romantyzm-pozytywizm", "pozytywizm-modernizm" itd. ale urządzanie miasta to coś więcej niż propagowanie nowych form literackich czy malarskich - Ty usiłujesz zawrócić czas (kiedyś Ci już to pisałem), aby powrócić do szczęśliwych lat minionych, gdy ludzie się nie śpieszyli, jeździli po Koszalinie tramwajami i bicyklami, a na Rynku okoliczni chłopi sprzedawali Obst und Gemuse.

    Ale to se nevrati: zamiast 30-tysięcznego miasta masz stutysięczne, zamiast kilkudziesięciu aut masz tysiące nowoczesnych samochodów, zamiast kurortu w Grossmoeallen masz możliwość spędzenia wakacji na całym świecie. Pojawiły się też centra handlowe, których konkurencji póki co nikt nie ma możliwości przebić - chyba że giełdą. Pytanie: dlaczego przenosić giełdę pozostaje aktualne, bo ja widzę w tym tylko bezradność, która od wielkich (i mało realnych) założeń, które przedstawiłeś w swojej pracy dyplomowej urodziła taką (wybacz) żałosną protezę prymitywnego bazaru przeniesionego z przedmieścia w imię sterowania ruchem ludności.

    Napisałeś: "Uwielbiam i popieram ideę zielonego dachu, ale nie mam nic przeciwko wycięciu pięciu drzew w zamian za posadzenie dziesięciu nowych (inne pytanie czy tak postąpiono w przyp. filharmonii)." Nie masz nic przeciwko wycięciu starych drzew w zamian za posadzenie dziesięciu patyków? A nie lepiej byłoby usadowić Filharmonię w miejscu, w który przed wojną stały koszalińskie kamienice i nie ruszać parkowych drzew?
    No i szkoda, że nie zadałeś publicznie komuś z władz pytania o nasadzenia. Ale nawet gdyby zapalikowano 20 nowych "drzewek", to byłyby MOŻE one dla Twoich wnuków. O ile nie pojawiłby się kolejny architektoniczny rewolucjonista.

    Ostatni fragment: "Koszalin przyszły - ulice wypełnione po brzegi nie tylko samochodami, ale również: ludźmi, rowerami, zielenią i nowymi usługami."
    Odpowiedz mi na pytanie: jak zagwarantujesz, że nowe usługi nie będą równie niekonkurencyjne (jak obecne usługi bankowe) co przekreśli wizję ulic wypełnionych po brzegi ludźmi wybierającymi centra handlowe?

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak czytam to i czytam i miałam się nie wtrącać ale nie mogę. Nie mieszkam w Koszalinie tylko tu bywam , nie dlatego, że lubię to miasto… tylko dlatego że lubię Politechnikę. Samo miasto nie budzi żadnych pozytywnych skojarzeń … ulica, ulica, samochody, bank, ulica… chciało by się powiedzieć wielkomiejski moloch ale to w odniesieniu do Koszalina brzmi śmiesznie, bo Koszalin(taka personifikacja) aktualnie na wielkomiejski się tylko kreuje . Jeśli czuja się w nim świetnie zmotoryzowani bo mogą dojechać spokojnie od punktu A do punktu B , to co maja powiedzieć Ci, który nie posiadają samochodu. Im „rozciąganie centrum” (Tylko czy Koszalin ma centrum… miejsce gdzie tętni życie miasta,a nie, zapomniałam, Koszalin ma FORUM;P) po prostu życie utrudnia. Tak, teraz można powiedzieć, są autobusy i tez można ustalić trasę od A do B tylko co z „obcowaniem” z miastem, udomowieniem miasta, mówieniem „mój Koszalin” przez szybę pojazdu? Brzmi patetycznie ale z Waszym miastem ciężko jest się zaprzyjaźnić. Jeśli według Pana zmiany są nie potrzebne to Koszalin ewoluuje w stronę od społecznego, zamkniętego miasta, który "poznaje się na zasadzie prystanek autobusowy - autobus - cel - przystanek...
    No i ta główna ulica Zwycięstwa pseudo-centum , przez którym przemykają ludzie bo co robić wśród tej niezliczonej ilości aut … nie chodzi o brak potencjału bo bez wątpienia ten jest obecny, zresztą sami ludzie stanowią potencjał :). Czy ulica zwycięstwa jest taka niezastąpiona w dojechaniu z domu do pracy , z domu do centrum handlowego i z powrotem ?:P
    Pomysł z zagospodarowaniem części ulicy jest dobry, jest dobry bo sprawdził się w wielu miastach, nawet gdyby to miał być zwykły deptak ze ścieżką rowerową obsadzony „patykami” :P. Zielone miasta jak najbardziej , w każdym razie zdecydowanie bardziej niż miasta zdehumanizowane gdzie rządzą maszyny – samochody. Za tym pomysłem powinny iść kolejne, bo mimo pozoru, że jest dobrze to chyba tak nie jest. Odbył się konkurs na zagospodarowanie rynku i cicho szaaa:). W każdym razie od czegoś trzeba zacząć, że ludzie wybierają Forum czy kolejne centrum handlowe… a jaką maja inna alternatywę - aktualnie…Ulicę (dosłownie) Zwycięstwa - „centrum” :). Argument za nie przenoszeniem giełdy bo pozostaną papiery i kartony , jest proszę wybaczyć zabawny. Ze sadzi się drzewa i muszą urosnąć… że dla wnuków, … a co by było gdyby nasi przodkowie mieli podobne zdanie… .
    Miasto kształtuje się na przestrzeni wieków i nawet drobne zmiany mają na ten kształt wpływ. A pomysł te genialne, tylko dobre i beznadziejne są potrzebne … żeby je weryfikować i realizować nawet gdyby lepiej żyć się miało „tylko” naszym wnukom :).

    OdpowiedzUsuń
  16. Droga Anonimko, bardzo dziękuję za podkreślenie tej Długiej Perspektywy w rozwoju naszego miasta.

    OdpowiedzUsuń
  17. Króciutko odpowiem:
    Nie pisałem, że "zmiany są niepotrzebne"; to, że w centrum - jak sama Pani pisze - ludzie nie mają alternatywy dla Centrów Handlowych oznacza, że choćby tam zlikwidowano ruch samochodowy i wyłożono deptaki marmurami obsadzając drzewkami TO NIE ŚCIĄGNIE LUDZI!! Nie spowoduje, że ludzie będą przyjeżdżać i włóczyć się wzdłuż pozamykanych (w niedziele)banków.
    Przeniesienie giełdy, żeby "zaludnić"? A może sprowadzić wojsko, żeby "zapewnić frekwencję"?

    Ironizuję, bo widzę, jak w imię postmodernistycznych koncepcji chcecie Państwo eksperymentować na żywym organizmie. Powtórzę po raz n-ty: spróbujcie zrozumieć, że zmiany (owszem, potrzebne) powinny być wprowadzane stopniowo, zwłaszcza, gdy pomysłodawców nie stać na realizację kompleksowych koncepcji. I nie powinno się zaczynać od "ograniczania ruchu" (tak, wiem, to jest najtańsze i najprostsze), ale przynajmniej od poprawienia estetyki choćby tego co jest: nawierzchni rynku. Od wydania zezwolenia na letnie ogródki. Z czasem, gdy pojawią się inne atrakcje w miejsce obecnych banków - spowolnić ruch.
    Ale nie odwrotnie, na miłość boską, bo to przypomina dowcip o tym, jak wygląda fragmentaryczne pojmowanie rozwiązania zagadnienia:

    Idącą turystkę wyprzedza samochód. Kierowca zerknąwszy w lusterko zatrzymuje pojazd, otwiera okno w drzwiach od strony pasażera i kładąc mapę na siedzeniu pyta o drogę. Turystka wkłada głowę do wnętrza samochodu, żeby spojrzeć i wtedy - myk myk - kierowca zamyka okno unieruchamiając dziewczynę, wychodzi z auta, zadziera nieszczęsnej spódnicę i wykorzystuje niecnie. Następnie wsiada do samochodu, otwiera okno uwalniając nieszczęsną i odjeżdża.
    Widzi to wszystko siedzący nieopodal pasący owce baca. Myśli chwilę, po czym mruczy do siebie: - Krucafuks, na cały samochód mnie nie stać, ale takie drzwiczki to bym sobie kupił.

    Analogicznie: "na budowę podziemnego parkingu, nowy budynek, wyrzucenie banków i sprowadzenie kafejek nas nie stać. Ale takie spowolnienie to możemy sobie sprawić".

    Rezultaty będą podobne :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Jest jeszcze drugi dowcip o dwóch zięciach, którzy chcieli kupić prezent dla teściowej; wymyślili kolczyki, ale po przeliczeniu kasy zdecydowali, że na razie stać ich tylko na przebicie jej uszu, a a kwestię kolczyków zostawi się na przyszłość. Proponujecie właśnie taki sposób rozumowania.

    OdpowiedzUsuń
  19. Poziom zainteresowania koszalinian ofertą kulturalną niech zobrazuje fakt, że zaledwie w ciągu pół roku swe podwoje zamknęły dwie klubokawiarnie - Kredens i BeWuA. Z drugiej strony niejako na ich miejscu pojawiło się parę innych lokali, ale już czysto gastronomicznych.

    OdpowiedzUsuń
  20. jestem za postmodernizmem, za koegzystencją, wspólnotą, a nawet chaosem!
    osobiście bardzo lubię niedzielne wycieczki po centrum miasta, choć z Koszalina nie jestem, ale w moim mieście istnieje podobny problem, braku właściwego centrum, a tam gdzie tylko się da powstają nowe biurowce i centra handlowe i banki, a piękne budynki miast remontować wyburza się. mieszkam w centrum i wszędzie chodzę na piechotę, bo super jest przejść się z synem do przedszkola rano, a po drodze kupić w kiosku pączka. dlaczego Koszalinianie wolą iść do Forum w niedzielę? bo nie mają innego wyboru! zmiany w centrum otworzą inną perspektywę, chociażby przeniesienie giełdy do centrum, nawet te fruwające papiery, co z tego, to jest właśnie życie i integracja, tak może się zacząć, a za tym pójdą inne działania, i może okazać się, ze w centrum Koszalina jest centrum:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Openwork, dziękuję za komentarz. Podpisuję się pod nim w całości.

    Wątpiącym polecam poczytać o "spójności społecznej", "społeczeństwie obywatelskim" i odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego wolą one prawdziwą przestrzeń publiczną zamiast centrów handlowych i samochodu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Hmm a ja widzę po tych komentarzach, że pojawia się pewien konsensus …zmiany są potrzebne. Tak Szczecin jest specyficznym miastem, tym co to nie ma starego rynku, duszy itd. bla bla bla… ja mieszkając tam, widziałam jednak sporą alternatywę dla centrów handlowych , które w tym mieście rzeczywiście rosną jak przysłowiowe grzyby po deszczu… choćby Aleja Jana Pawła II, gdzie wiosną pojawiają się stragany z kwiatami a zimą piękne nastrojowe lampki… i ludzie naprawdę spacerują.
    I nie ważne czy zacznie się od deptaku czy kawiarni prawda jest taka, że „uspołecznienie” centrum będzie związane z ograniczeniem ruchu w tym obszarze. A jeśli chce się cos zmienić może warto zacząć od tego co aktualnie możliwe i dostępne …
    Openwork pottery pozdrawiam i zazdroszczę tych porannych przechadzek po centrum bo tęsknie :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak grochem o ścianę...
    Trudno. Dziś spędziłem trochę czasu w centrum Koszalina: ok. godz. 13:00 widziałem ludzi załatwiających swoje sprawy: pieszych koszalinian przemieszczających się między przystankami MZK i wielokrotnie większą ilość koszalinian zmotoryzowanych korzystających z wygodnego przejazdu Zwycięstwa/1 Maja. Stąd mam pewność, że po zwężeniu jezdni i utworzeniu ciągów pieszo-rowerowych NIC się nie zmieni: Openwork będzie miał tę samą ilość miejsc do kupienia pączka, a koszalinianie będą wybierać centra handlowe, przy których można za darmo zaparkować, a w cieple i pod dachem chroniącym przed deszczem mają do wyboru mnóstwo markowych sklepików, kafejek i fastfodów, zamiast spacerować wśród banków czy sklepów z używanymi ciuchami. Bo taki deptak już istnieje: ul. Kaszubska, ładnie odrestaurowana nawierzchnia, latarenki i... puste lokale do wynajęcia.

    I zapewniam wszystkich, że dla koszalinian nie ma specjalnego znaczenia, że giełda mieści się tam, gdzie teraz, natomiast możecie oczekiwać protestów ludzi, których w niedziele chcecie obdarować hałasem od świtu i syfem po 15:00 - i oby nie "podziękował" wam ktoś taki jak Józef Warchoł, który wraz z sąsiadami też przeżył poranne wyładowywanie towaru do sklepu w Galerii Kosmos.

    O Szczecinie to w ogóle szkoda wspominać - jest to miasto żenujące od każdym względem, poczynając od jego wielkomiejskich aspiracji, poprzez żałosną strategię marketingową (Stset'sin - Floating Gardens), absurdalne przygody z lokalną drużyną piłkarską składającą się w 90% z Brazylijczyków po ostatnią nazwę basenu pływackiego ("Floating Arena"). W dodatku Szczecin również usiłuje stworzyć swój "deptak" na ul. Bogusława - jak to wygląda, opisywał cykl artykułów. Niestety, są sytuacje, gdy coś umarło, zdechło i jest trupem jak spalone w 1945 roku i paskudnie odbudowane centra miast - i choćby trupa pomalować i podłączyć do prądu, żeby drgał, to żywy nie będzie. Ani Szczecin nie będzie Krakowem, ani Koszalin nie będzie choćby Kołobrzegiem.

    Gall: Ty z Twoimi lekturami o "społeczeństwie obywatelskim" i "spójności społecznej" przypominasz mi klasycznego akademika, który co prawda może powiedzieć wszystko o hydrologii, przypływach oceanów i krążeniu wody w atmosferze, ale nigdy nie podłączał najprostszego kibelka ani umywalki. Jesteś teoretykiem usiłującym na miarę istniejących możliwości zbudować lepszy świat, kłopot w tym, że środków masz tylko na postawienie znaków zakazu wjazdu lub blokady dla samochodów. Wszelkie próby przekonania Cię i Tobie podobnych, żeby zacząć od początku, a nie od końca są jak rozmową z głuchym. Poddaję się - widać teraz uczą budować piramidy od wierzchołka.

    Mam tylko nadzieję, że ktokolwiek wygra wybory prezydenckie będzie mniej naiwnie patrzył na sposób zrewitalizowania centrum (jak np. pan Wezgraj, z którego stowarzyszenia startujesz na radnego).

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeszcze post scriptum:
    Ten blog nosi nazwę "Przestrzeń demokracji". I obawiam się, że jego autor ma do demokracji stosunek podobny jak krytykowane przez niego władze miasta: niby rozmawiamy, niby dyskutujemy, ale niewygodne pytania się przemilcza, a argumenty się ignoruje. Liczy się cel nadrzędny: własna wizja i własna recepta na realizację tej wizji. Mam nawet wątpliwości, czy Ty, Gall, bywasz w niedziele w centrum? Bywasz? Nie wydaje mi się, bo gdyby tak było to wiedziałbyś, że nie tylko ruch samochodowy jest tam wówczas znikomy ("spowolniony"), ale przy tym właśnie już "spowolnionym" ruchu nie ma tam niczego atrakcyjnego, poczynając od paskudnej nawierzchni placu, na chaotycznej i nieciekawej zabudowie kryjącej pozamykane banki i sklepy. W ostatnią niedzielę 07.11.2010) ok. 14:00 na Rynku przebywała jedynie hałaśliwa grupka pijących alkohol meneli. Nie do pomyślenia w centrum handlowym...
    Więc co wy wszyscy deptakomaniacy palicie, że macie wizje atrakcji wokół rynku po ograniczeniu (już spowolnionego w dni wolne) ruchu?

    OdpowiedzUsuń
  25. Spędziłam dziś 40 min w tramwaju , mimo tego że planowany czas podróży miał wynieść 10, wie Pan dlaczego? Ano dlatego , że wszyscy zmotoryzowani ludzie wylegli na ulicę blokując przejazd między innymi tramwajom. Bo tak wygodnie …w konsekwencji wszyscy stali w korku … takie absurdy współczesnego świata.
    Nie jest mnie w stanie Pan przekonać , że centrum miasta stworzone dla samochodów to dobry pomysł, że w dłuższej perspektywie właśnie takie rozwiązanie będzie dobre między innymi dla koszalinian. Co więcej to chyba trochę naiwność sądzić że powtarzając ten sam argument (troska o zmotoryzowanych ) jest Pan wstanie kogoś kto po prostu lubi spacery „nawrócić” :P. Co najwyżej może Pan po prostu przedstawić swój punkt widzenia( to oczywiście też jest ważne i cenne). Myślę , że jest Pan osobą , która często korzysta z samochodu i pomysł ( bo to ciągle jedynie pomysł, więc po co to oburzenie) jest po prostu niewygodny.
    A co do Szczecina… to hmm ma Pan prawo do takiego zdania… nie zamierzam teraz Pana przekonywać że jest inaczej bo nie ma to żadnego sensu, każdy widzi to co chce widzieć… ja w Szczecinie znalazłam magiczne miejsca, które dla mnie stanowiły alternatywę dla hipermarketów. Nie jest to Kraków… ale po co komu drugi Kraków ;)
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie mam nic przeciwko spacerom po mieście... ale koszalińskie centrum w obecnej postaci do tego nie zachęca (co widać w niedziele) nie dlatego, że ruch samochodowy (w niedziele niewielki) jest utrudnieniem, tylko dlatego, że centrum oprócz swej brzydoty (architektura, wygląd rynku) nie skłania do spacerów, zwłaszcza, że wolałbym (ja i inni) spacerować wzdłuż sklepów. Dlatego na razie wybieram nadmorską plażę, Górę Chełmską lub park, póki tutejsi "specjaliści" nie puszczą przez cichą na razie uliczkę Piastowską strumienia samochodów, aby "uspokoić" martwe i tak okolice Rynku.

    Nie miałbym nic przeciwko zniknięciu samochodów z centrum miasta, gdyby dzięki temu owo centrum byłoby bardziej atrakcyjne (np. jako alternatywa dla giełdy lub Forum Koszalin). Niestety - nie będzie, dopóki ktoś nie sprawi, że zamiast banków i ciucholandów pojawi się mogący konkurować NA CO DZIEŃ z galeriami handlowymi handel. A takiej recepty nikt (nawet Gall) nie potrafi znaleźć, oferując tylko śmiechu warte przeniesienie tandetnego niedzielnego jarmarku z całym śmietnikowo-samochodowym zapleczem.

    OdpowiedzUsuń
  27. rzeczywiście jak grochem o ścianę...

    OdpowiedzUsuń